czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 3 ~ W niezwykłym domu.

Wstałam wcześnie i mimo, iż byłam bardzo zmęczona, nie mogłam spać. Cały czas nie chciałam uwierzyć w to, że jestem czarownicą. Z początku myślałam, że to wszystko to tylko sen, ale gdy zeszłam na dół i zobaczyłam babcię Stellę w kuchni, przypomniałam sobie poprzedni dzień.
-Nie ma czasu do stracenia. - wykrzyknęła - Dzisiaj musimy ruszyć, dziadek na nas czeka. Nie wiem, czy dostał sowę... Mam nadzieję, że tak, ale, nawet jeśli, i tak musimy się pospieszyć.
-Dzień dobry, babciu. - odpowiedziałam spokojnie.
-Przepraszam Cię skarbie, po prostu jestem lekko zdenerwowana i  podekscytowana. Nareszcie zaczniesz się uczyć tajników magii!
-Chyba to ja powinnam być zdenerwowana, a nie ty. Czy nie możemy wyjechać później? Dziadek na pewno sobie poradzi, a mi będzie ciężko rozstać się z tym wszystkim, z Narumi...
-Niestety nie. Jedynie mogę przedłużyć czas wyjazdu do wieczora, ale nic więcej. Z Narumi zobaczysz się przecież już za miesiąc, a z pożegnaniem domu musisz się jakoś pogodzić. Uwierz, to nie będzie takie straszne, jak ci się wydaje. Gdy odkryjesz wspaniałość tej szkoły, zapomnisz o tym bolesnym rozstaniu.
-Myślę, że jednak nigdy o nim nie zapomnę.
-Kochanie, nie martw się.- wtrąciła się nagle mama, która do tej pory tylko przysłuchiwała się rozmowie, myjąc naczynia. - Ten miesiąc spędzimy razem, a najbliżej zobaczymy się w święta i wrócisz tu, do domu.
-Te cztery miesiące zlecą szybko, zobaczysz. - powiedziała babcia.
-A więc dobrze. O której wyruszamy i jakim sposobem dostaniemy się do Londynu?
-Wyruszymy, o której będziesz chciała. A skoro nie zgadzasz się na lot miotłą, teleportujemy się.
-Że niby co?!
-Spokojnie, to całkiem bezpieczne, jeżeli jest się doświadczonym czarodziejem, tak jak ja. Użyjemy teleportacji łącznej, więc nie będziesz musiała nic robić, wystarczy, że się mnie złapiesz.
-Nie jestem co do tego całkiem przekonana.
-Nie masz wyjścia niestety. Czekają cię znacznie większe wyzwania, z którymi będziesz musiała sobie poradzić, więc nie narzekaj.
-Już dobrze, dobrze. Teraz dajcie mi coś zjeść, bo chyba zaraz padnę z głodu.
Gdy się posiliłam, stwierdziłam, że najwyższy czas się pakować. Niechętnie się do tego zabrałam. W godzinę spakowałam zaledwie jedną walizkę. Wtedy weszła babcia.
-Oj, kochanie, a ty się z tym męczysz! Zapomniałam ci powiedzieć.
-O czym?
-Że można to załatwić w inny, łatwiejszy sposób.
Wyszła na chwilę i wróciła - jak w pierwszej chwili pomyślałam- z patykiem. Machnęła nim i zanim się obejrzałam pięć walizek stało przede mną zapakowanych, a półki w moim pokoju stały puste. Jak pewnie się domyślacie ten "patyk" to była jej różdźka.
-Naprawdę nie mogłaś powiedzieć mi tego wcześniej?- odparłam może nieco nieprzyjemnym tonem.
-Przepraszam, zapomniałam.
Narumi przyszła w południe jak obiecała. Siedziałyśmy wtedy z mamą i z babcią w kuchni, bo bylo już po przygotowaniach. Była trochę smutna, ale ja również. Cały czas myślałam tylko o tym, że przyszła się pozegnać. Rozmawiałyśmy godzinę, starając się nie poruszać tematu rozstania.
Wreszcie wybiła godzina 14, a Narumi szykowała się do domu. Mocno mnie przytuliła, powiedziała, że za miesiąc już się zobaczymy, ale że jeszcze w tym czasie mam się do niej odezwać.
-To chyba nie jest tragedia, prawda? - powiedziała pół żartem, pół serio, ja z kolei nie odparłam na to nic, uśmiechnęłam się, ale jednocześnie łza poleciała mi po policzku.
-Do zobaczenia.
Dałyśmy sobie buziaka w policzek i wyszła.
'Poszła' - pomyślałam. 'Zobaczę ją dopiero za miesiąc'.
-Jeśli ci ciężko, możesz iść na razie do swojego pokoju, zawolamy cię, gdy nadejdzie czas.- zaproponowała babcia.
-Dziękuję, ale nie. Wolę spędzić te ostatnie chwile z mamą. Potem może ich zabraknąć.
Mama postarała się, bym miło spędziła ten dzień. Zrobiła pizzę, wypozyczyła ciekawy film, a w zamrażalniku miała przygotowane lody czekoladowe.
-No, chyba będziemy ruszać. - powiedziała nagle babcia, a było to o godzinie 18:30. Nie mogłam uwierzyc, że ten czas zlecial tak szybko.
-Ale ...Jak to?
-Tak to. Leć po walizki, migiem.
Gdy babcia zobaczyła, że posmutniałam, od razu zareagowała:
-Zobaczysz, spodoba ci się w moim domu, i w Hogwarcie też.
-Trzymam cię za słowo.- odpowiedziałam lekko pocieszona.
Gdy zeszłam na dół, babcia była już ubrana i gotowa do "drogi".
-Stań koło mnie i złap mnie za rękę, a walizki półóż tak, by mnie dotykały.
Zrobiłam, co kazała, chociaż byłam bardzo przestraszona.
-Do widzenia, mamo!
-Pa skarbie ! Pamiętaj, zobaczymy się już za tydzień.
Chwilę później zobaczyłam, że mamy już nie ma, a ja znajduję się... w lesie. Było bardzo ciemno, co mnie lekko zdziwiło z powodu trwającego lata. Przede mną stał ogromny dom, może trochę dziwny, ale jednocześnie uroczy.
-Witaj w domu Madley'ów, moje drogie dziecko! - zawołała rozradowana babcia Stella.
Droga do drzwi była wybrukowana, i mimo że krótka, nie jest łatwo przejść z 5 ciężkimi walizkami bez zmęczenia. U progu stał wysoki starszy mężczyzna, ale wydawał się dość żywym człowiekiem. Był to mój dziadek, Peter.
-Wreszcie jesteście! O, Bonnie, nie widziałem cię tak dawno. Nie zmienilaś się jednak zbytnio od naszej ostatniej wizyty.
-Cześć dziadku.
Mimo, że nie znałam dziadka dobrze, ucieszyłam się na jego widok. Rozmawiałam o nim czasem z mamą, ale tylko, gdy ja o niego pytałam, a nie z własnej inicjatywy. Zawsze mówiła, że tata był do niego bardzo podobny.
-Porozmawiamy później. - wtrąciła babcia. - Teraz powinnaś się wypakować i wypocząć. Dom obejrzysz, kiedy będziesz miała na to ochotę. Jest znacznie większy od waszego na Wall Street, ale wkrótce się oswoisz. Myślę, że spodoba ci się twój nowy pokój. Specjalnie zaczarowałam go tak, by przypominał ci twój stary, ale jeśli będziesz chciała coś zmienić, mów śmiało.
Weszłam niepewnie do środka, ale  miło zaskoczona zobaczyłam, że jest bardzo przytulnie.
-Dokąd mam się kierować?
-Twój pokój jest na drugim piętrze. Tam są schody. - babcia pokazała ręką na koniec dlugiego korytarza, w którym się znajdowaliśmy. - Właściwie będziesz miała to piętro tylko dla siebie, bo rzadko tam chodzimy z dziadkiem. Znacznie częściej bywamy na poddaszu... Walizki wniesie dziadek, kiedy znajdzie wolną chwilę. Na razie weź to, co będzie ci najpotrzebniejsze.
Nie zabrałam nic, bo torebkę, w której nosiłam ważne drobiazgi, miałam na ramieniu. Ruszyłam wolnym krokiem, a idąc tym korytarzem, tylko liczyłam kolejne pomieszczenia. Zdawało się, że na parterze było ich 6..Zaraz, nie- 7. Weszłam po schodach i ujrzałam następny, tak samo długi korytarz. Schody były na drugim jego końcu, czyli nad wejściem do domu. Znów naliczyłam 7 pokoi. Weszłam na drugie piętro. Tutaj drzwi było aż 9, więc tym bardziej nie wiedziałam, który pokój jest mój.
'Cóż' - pomyślałam. 'Będę musiała po kolei sprawdzać'.
Instynkt podpowiedział mi, żebym zaczęła od ostatnich, które znajdowały się na końcu kolejnego długiego korytarza. Tym razem mnie nie zawiódł. Gdy weszlam, od razu rozpoznałam swój pokój, ponieważ był bardzo podobny do starego. Właściwie różnił się tylko wielkością, bo chyba przerastał stary dwukrotnie. Rzuciłam się na łóżko. Nagle uświadomiłam sobie, że jestem głodna. Zeszłam na dół i znów znalazlam się na parterze.
-Babciu! - krzyknęłam, bo nie wiedziałam, gdzie jest babcia, jak i zarówno, które drzwi prowadzą do kuchni.
-Tu jestem! - dobiegł głos z jednego pomieszczenia.
Poszłam tam i okazało się, że to spiżarnia, a babcia szuka rzeczy potrzebnych do przygotowania kolacji.
-Och, jak dobrze, bo jestem strasznie głodna!
-Dosłownie za moment podam kolację. Tylko.. gdzie są te ogórki?! Wejdź do pokoju obok, dziadek już tam czeka.
Zrobiłam, jak babcia kazała i udałam się do- jak się później okazało - jadalni. Było to pomieszczenie mniej więcej wielkości mojego nowego pokoju. Na środku stał stół pięknie zastawiony, duży, pomimo że mieliśmy jeść jedynie w trójkę. Brakowalo na nim tylko jedzenia. W rogu znajdował się również kominek , a obok niego fotel, w ktorym siedział dziadek, czytając gazetę. Tak poza tym w pokoju nie było niczego, prócz miękkiego dywanu na podłodze i pięknego żyrandola.
Usiadłam do stołu. Dziadek nawet na mnie nie spojrzał - nie odrywał wzroku od gazety. 'Pewnie jakiś ciekawy artykuł' - pomyślałam.
-Co tam czytasz? - chciałam do niego jakoś zagadać, więc wybrałam tę opcję.
Na te słowa dziadek wstał trzymając w ręku gazetę i usiadł koło mnie.
-Zobacz. Tak wygląda czasopismo czarodziejów.
Spojrzałam na nie i oczywiście - postacie na zdjęciach ruszały się.
-To jest akurat Prorok Codzienny, ale istnieje wiele innych. Polecam Ci czytanie takiej prasy, warto wiedzieć, co się dzieje. Myślę, że ciebie zainteresuje Żongler, mój dawny przyjaciel jest redaktorem naczelnym tej gazety.
-Dziękuję, zapamiętam. Ale... gdzie ta babcia?
-Już idę, idę, momencik! - usłyszeliśmy z dziadkiem jej głos.
-Babciu, może w czymś ci pomóc? - nie czekając na odpowiedź, wstałam od stołu i poszłam tam, skąd dobiegał.
-Nie, nie trzeba, już wszystko przygotowałam.
-Dobrze, przynajmniej wiem, gdzie jest kuchnia.
-Możesz pozanosić to, co leży na blacie.
Babcia przygotowała dość sporo smacznych dań, niektórych nigdy nie widziałam. Wszystkie jednak były bardzo dobre, więc nikt na nic nie narzekał. Po kolacji pomogłam posprzątać, chociaż moje zadanie nie było zbyt trudne, bo i tak naczynia zmywały się same. I wcale nie miałam omamów.
Dziadek zaprowadził mnie do kolejnego pomieszczenia na parterze - salonu. Ze wszystkich pokoi w domu, jakie widziałam, ten wyglądał najprzytulniej. Przy ścianie stała fioletowa kanapa oraz dwa fotele. Tu również znajdował się kominek, ale znacznie większy. Wesoło płonął w nim ogień. Całą drugą ścianę zajmował regał z książkami, było ich naprawdę mnóstwo. Podeszłam do niego. Tytuły mnie dziwiły, nigdy o takich książkach nie słyszałam.
-Dziadku, jak jest w Londynie? - zapytałam, siadając w jednym z foteli.
-Cóż.. Londyn to piękne miasto, ale ogromne. Długo by opowiadać.
-A kiedy będę mogła go trochę zwiedzić?
-Właściwie możemy tam jechać za tydzień, jak mama przyjedzie.
-Ale jak to jechać?! To Wy nie mieszkacie w Londynie? W takim razie.. gdzie jesteśmy?
-W Guildford, skarbie, czyli 43 kilometry od Londynu. To miasto też jest bardzo ładne, spodoba Ci się.
-A właściwie czemu mieszkacie na takim odludziu? To przecież las, a nigdzie nie widziałam innych domów.
-Nie jest łatwo zachować taki sekret. Zapraszamy tu tylko wtajemniczonych ludzi. Mamy  małe mieszkanie w Londynie, ale z babcią wolimy przebywać tutaj i myślę, że ty poczujesz to samo.
-Czyli nie poznam nowych przyjaciół w te wakacje...
-Czemu nie? Najbliższy dom znajduje się 500m stąd i mieszkają tam nasi przyjaciele, którzy również są czarodziejami. Mają wnuka w twoim wieku, ma na imię Max i on też rozpoczyna naukę w Hogwarcie w tym roku.
-Naprawdę?
-Tak. A las kończy się kilometr dalej, więc do centrum miasta wcale nie jest daleko.
-No to nie jest tak źle... Dziadku, opowiesz mi trochę jeszcze o tej szkole?
-Dobrze, ale nie teraz. Powinniśmy iść spać, przecież już 3 w nocy.
-Jak to?! Wyruszałyśmy z babcią o 18:30
-Tak, ale pomiędzy Nowym Jorkiem a Londynem jest duża różnica czasowa.
-To czemu kolacja była tak późno?
-Babcia wiedziała, że będziesz bardzo głodna, a ja też chciałam zjeść coś ciepłego, bo  niestety nie umiem sobie radzić z gotowaniem. Muszę się nauczyć tej trudnej sztuki, bo jak ja sobie poradzę podczas jej nieobecności?
Zaśmialiśmy się z dziadkiem, chwilę później jednocześnie ziewnęliśmy.
-Odprowadzisz mnie kawałek?
-Oczywiście, zwłaszcza, że nasza sypialnia mieści się na pierwszym piętrze, czyli po drodze.
Babcia krzątała się jeszcze po kuchni.
-Idziesz misiaczku? - zwrócił się dziadek do babci, co mnie lekko rozbawiło, ale jednocześnie zauroczyło.
-Za chwilę, nie czekajcie na mnie. Położę się spać dosłownie za 10 minut.
Szliśmy z dziadkiem nie odzywając się do siebie, a gdy stanęliśmy przy drzwiach sypialni powiedział mi tylko "Dobranoc, możesz pospać do godziny, do której będziesz chciała".
Samotnie doszłam do swojego pokoju i położyłam się spać.

***

Witam z trzecim rozdziałem! Myślę, że jest całkiem przyzwoity. Jestem na siebie zła, bo mam ferie, więc powinnam dziś dodawać rozdział co  najmniej piąty, ale jak zwykle lenistwo wygrało.
Zachęcam do opiniowania i dodawania się do obserwatorów.
Chętnie odpowiem na wszystkie pytania. 
Pozadrawiam!

#Iryna

4 komentarze:

  1. Jeeejku, dziewczyno -świetny rozdział! Ja tam na miejscu Bonnie nie wyjeżdżałabym z domu, w końcu miesiąc to sporo czasu, nie? No, ale mówi się trudno jak trzeba to trzeba xD Od razu polubiłam Bonnie i Ciebie, bo wplotłaś w nią chociaż odrobinę samej siebie... Za to właśnie uwielbiam tego typu ff! Możesz pokazać w głównej postaci wszystko co czujesz, jak po prostu byś sama na to zareagowała. Ciekawi mnie wątek związany z Max'em ^^ Może zostaną przyjaciółmi, a może kimś więcej... :) No zostaje mi tylko czekać na równie fantastyczny rozdział i Max'a ♥
    Pozdrawiam i życzę Ci duuużo weny,
    Panna Zgredkowa
    PS. Happy valentine's Day ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział! Także mnie ciekawi Max. Coś czuję, że będzie on czymś więcej w życiu naszej bohaterki, niż tylko chłopcem o imieniu Max... :D No, ale by się tego dowiedzieć, będę musiała troszkę poczekać.
    Mam tylko pytanie, czy Bonnie spotka się z Harrym, Ronem i Hermioną? Bardzo mnie to ciekawi.
    Z utęsknieniem czekam na następny rozdział!
    Czarna.
    Jeszcze mam taką małą prośbę. Czy byłabyś tak dobra i informowałabyś mnie o nadchodzących rozdziałach? Bardzo proszę:)
    http://czarna-miniopowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że zostawiłaś linka do swojego bloga u siebie :)
    Oczywiście obserwuję i dodaję u mnie do czytanych. :>
    Przeczytałam wszystkie trzy rozdziały i prolog <3
    Naprawdę świetnie piszesz i nie ma dużo błędów.
    A co do tego rozdziału.
    Ja to mam słabość do dużych domów, więc fajnie tu opisałaś ten, a jeszcze jak by był straszny to ... normalnie bym skakała do sufitu xD
    Ten Max już mi się podoba hahha .:p
    Może nawet do niego zajrzy w tym miesiącu co jest u babci i dziadka?
    Nie mogę się doczekać takiego spotkania !!
    Albo kiedy wreszcie Boonie będzie na peronie 9 i 3/4 spotka się z Narumi.
    Przypadło mi do gustu to imię i ta dziewczyna. xD
    A ta babcia wydaję mi się taka crazy! <3 Sama nwm czemu tak jakoś.
    Uuu. dziadeczek tez spoko. I wzmianka o "Żongleże" no bo jaram się Luną :d
    Same plusy.. :>
    Możesz informować mnie o nowych rozdziałach w spamowniku, ale i tak pewnie bd wiedziała skoro dodaje do czytanych, więc wyświetlać się bd.
    Dobra to by było na tyle.
    ciekawe które to pokolenie? No cóż poczekam to się dowiem.
    Pozdrawiam
    ~Lumi
    ***
    dramione-by-oblivate.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. No, no, no! :D
    Wszystko zaczyna się rozwijać :3
    Hm... Też sądzę, że z Maxem będzie coś więcej ^_^
    Fajnie piszesz i w ogóle. Życzę sukcesów ;)
    Zapraszam przy okazji do mnie na rozdział 4 :)
    http://believe-in-impossible-feelings.blogspot.com/?m=1

    Pozdrawiam :*
    Eveneth.

    OdpowiedzUsuń